A wszystko zaczęło się dnia 26 listopada Anno Domini 2005. Było około godziny 13 i przed szkołą panował dziwny jak na sobotę ruch. Ze wszystkich stron powiatu przybyli entuzjaści pieszych wędrówek, również z zaprzyjaźnionych szkół ZST i z Kaczek. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia, wywiady dla telewizji i ruszamy. Cel jak zwykle ten sam – dobra zabawa.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy autobusem znaleźliśmy się na autostradzie ( w końcu jesteśmy w UE :P). Wiatr rozwiewał włosy i zostaliśmy tylko my i nasze „tam i z powrotem”. Kiedy cywilizacja się skończyła, było nam dane przebyć most pontonowy, co przy bliskości pędzącego żywiołu i powierzchni stawiającej mały opór, było nie lada gratką :). Dalszą część naszej wędrówki przemierzyliśmy wałem, podziwiając znajdujące się po obu jego stronach żyzne ziemie, którymi Matka Ziemia obdarzyła tubylców. A w oddali szumiała Warta, nie dająca nam zapomnieć o swojej obecności. Będąc u kresu wędrówki, przepłynęliśmy jeszcze promem i zakotwiczyliśmy w szkole w Sarbicach. Dla tych, którzy jeszcze w niej nie byli , ani nie słyszeli o niej, widok stołu bilardowego na środku korytarza mógł być trochę dziwny : P. Rozlokowaliśmy się w klasach (wodzowie w przedszkolu :P), po czym wszyscy udali się na zupę, która w szybkim tempie po prostu znikła (czyżby magia ? :D). W ramach walki z wchłoniętymi kaloriami został rozegrany mecz w koszykówkę: Wodzowie vs Uczestnicy. Obie drużyny walczyły jak wilczyce w obronie młodych, ale zwycięzca mógł być tylko jeden. Mimo heroicznej walki, musieliśmy po raz kolejny uznać wyższość wodzostwa, ale przecież los musi się odmienić :).
Teraz nadszedł moment na który wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy – ogłoszenie wyników konkursów. Na trasie bowiem każda z grup otrzymała zadania do rozwiązania. Niektóre były bardzo kontrowersyjne i do końca sprzeczano się o poprawną odpowiedź („Czy można wykonać skok na bungee z mostu pontonowego?”). Następnie został rozwiązany konkurs na najlepszy limeryk. Tutaj bezkonkurencyjny okazał się utwór opowiadający o Szczurku z miasta Turku : ). W dalszej części został rozegrany turniej w siatkówkę. A, że nagrodą była skrzynka jabłek to nikogo nie trzeba było specjalnie motywować. Po wręcz „męczeńskich „ bojach, z małym personalnym wsparciem zwyciężyła grupa nazwana pieszczotliwie przez wodzów „Dziadkami”.
Jak się okazało to nie koniec niespodzianek bo odwiedzili nas Pawłowie: Ciemniewski i Grabara tworzący rdzeń turkowskiego zespołu KMT. Tym samym wzmocnili grupę instrumentalno - wokalną urzędującą do późnych godzin nocnych. Po przymusowej „pacyfikacji” rozpoczęła się część pokojowa, czyli oczywiście wszyscy poszli „grzecznie” do śpiworów.
Kiedy słoneczko pokonało księżyc, wszyscy się spakowali, posprzątali po sobie i byli gotowi do powrotu. Jednak po raz kolejny okazało się, że część rajdowiczów (cieniasy) zadzwoniła po tatusiów, mamusie i innych krewnych i wróciła do domu różnego rodzaju pojazdami mechanicznymi. A reszta podążając puszczami, bagnami, dolinami i górami dotarła przykładnie do celu.
Jan Pietrzak 2B