Tureckie Towarzystwo Turystyczne Koło Turystyczne Z historii Koła Nasz region Nasz śpiewnik Sekcja żeglarska Linkownia Kontakt
startuj z nami  |  dodaj do ulubionych   
Koło Turystyczne
  Ponad dziesięć lat na szlaku
  Aktualności
  Relacje
  Imprezy
 Relacje

Jesienny rajd pieszy do Kawęczyna 2004

Dwa dni – 6/7 listopada, 18 kilometrów drogi pokonane na własnych nogach i niewiele mniej drogi powrotnej, około siedemdziesiątki mniej lub bardziej zakręconych ludzi, błotnista trasa wśród wysokich drzew i niskich traw, zero ofiar śmiertelnych, no i oczywiście kupa zabawy – tak właśnie wyglądał (w wielkim, wręcz gigantycznym skrócie) kolejny jesienny rajd pieszy organizowany przez Koło Turystyczne z turkowskiego Liceum.

Tym razem jakże skomplikowana trasa wiodła do odległej miejscowości zwanej potocznie Kawęczynem. Wyjście miało miejsce o 13 z minutami – jak zwykle trochę czasu zleciało na przemowę WWW (Wodza Witolda Wojciechowskiego, lub jak kto woli Wodza Wszystkich Wodzów), bez którego zginęlibyśmy niechybnie w mrocznych zakamarkach okolicznych lasów, oraz na tradycyjną sesję zdjęciową wszystkich uczestników na schodach LO. Co niektórzy już na tym etapie stwierdzili, że właściwie to iść im się nie chce, ale na szczęście zmieniając zdanie czy też wbrew sobie w końcu wyruszyli razem z innymi w drogę.

W pierwotnych założeniach uczestnicy mieli podzielić się na zespoły i poruszając się w małych grupach odnajdować wcześniej rozwieszone kartki z zadaniami do wykonania. W praktyce jednak okazało się, że trasa jest zbyt trudna i dlatego będziemy się poruszać jedną zwartą gromadą. Nie obyło się więc bez drobnej współpracy przy rozwiązywaniu zadań. Marsz trwał parę godzin, nie brakowało postojów pozwalających nogom i barkom odpocząć, a żołądkom napełnić się wspaniałymi kanapkami domowej roboty. Mniej więcej w połowie trasy lotem błyskawicy rozeszła się wiadomość, że do Kawęczyna jeszcze 15 minut drogi. Jednak stali bywalcy rajdów od razu zwęszyli podstęp i szybko okazało się, że autorem tej plotki jest nikt inny jak słynny wódz Gomółka. Jako że dzień robi się coraz krótszy, mrok dopadł nas jeszcze w trakcie marszu. Jednak żadna ciemność niestraszna dzielnym rajdowiczom uzbrojonym w niezawodne latarki.

Tak oto, bez większych przygód, pod osłoną nocy dotarliśmy do szkoły w Kawęczynie. Ach, jaka to ulga, gdy po kilkugodzinnym marszu można zrzucić z siebie ciężki plecak i ubłocone buty. Na miejscu już czekała na nas pyszna, gorąca grochówka. Wszystkich uczestników rozlokowano w trzech klasach (bynajmniej nie chodzi tu np. o klasę biznes). Po rozłożeniu swych wygodnych, mięciutkich, przytulnych łóżek (czyt. karimat) uczestnicy rozpoczęli masowe pielgrzymki w kierunku łazienek. Tam mogli obmyć swoje nogi w lodowatej wodzie, a jeśli ktoś lubi gimnastykę i jest odważny, to mógł umyć się cały (umywalki). Później zaczęła się część sportowa. Rozegrano dwa mecze siatkówki – męski i żeński. Pojedynki toczyły się między reprezentacjami utrudzonych uczestników rajdu a tubylcami – gimnazjalistami z Kawęczyna. Niestety, nasze drużyny zostały rozniesione, ale to z pewnością wina całodziennego wysiłku, jakim były obciążone. Później chętni do dalszych rozgrywek mogli jeszcze pograć w koszykówkę. Wieczorem, około 2000 rozpoczęła się część oficjalna – rozstrzygnięcie konkursu na najlepszą drużynę oraz najlepszą legendę o Kawęczynie (ten drugi został bezapelacyjnie wygrany przez jedną z ekip, ponieważ nikt inny się nie zgłosił). A stawka była nie byle jaka – duża skrzynka równie dużych jabłek! Mimo że zwycięzcy dzielili się nimi z kim tylko mogli, jeszcze następnego ranka zostało ich całkiem sporo. Po części oficjalnej można było rozejść się „na pokoje” lub gdzie kto chciał (byle na terenie szkoły), a trochę późniejszym wieczorem w ruch poszły gitary i gardła. Zebraliśmy się na korytarzu, usiedliśmy wkoło i wspólnie odśpiewywaliśmy znane (lub nie) i lubiane (choć nie przez wszystkich, niestety) piosenki, zarówno te turystyczne jak i inne. W końcu śpiewać każdy może. Po wspólnych śpiewach rozeszliśmy się do klas. Nastał czas popularnie zwany „ciszą nocną”. Jednak nazwa nijak ma się do rzeczywistości, gdyż tak naprawdę rajdowe życie zaczyna się dopiero w nocy. Tylko nieliczni wyspali się tak, jak by chcieli. Wszelkie głosy ucichły dopiero około piątej nad ranem.

W niedzielę wyszła na jaw straszliwa prawda – nikt nie chce wracać do domu piechotą! No, może prawie nikt. Znalazła się mała grupka wytrwałych, którzy nie dali się przekonać leniwym znajomym do powrotu autobusem. Po krótkim marszu z dwoma postojami wszyscy znaleźli się w swych cieplutkich domach. A nie ma przyjemniejszego uczucia niż gorący prysznic i długi sen w mięciutkim łóżeczku po dwóch dniach marszu przerwanych nieprzespaną nocą.

Szymon Dynia, kl. IIe

 

Dziękujemy dyrekcji i pracownikom szkoły w Kawęczynie za bardzo gościnne przyjęcie.

 

 




Przed startem rajdu uczestnicy nie mogli sie zdecydować czy iść do Kawęczyna...
66.96kB, 680x490 pix


.. czy wrócić do LO
79.61kB, 680x600 pix


Na trasie
56.49kB, 680x600 pix



60.06kB, 680x600 pix


środek ekipy
75.73kB, 680x600 pix


...i kadra na końcu
70.62kB, 680x600 pix


las na trasie - jeszcze jest widno
82.25kB, 680x600 pix


A w przytulnym Kawęczynie luksusowe spanie
59.94kB, 680x600 pix


...kasyno...
56.77kB, 680x600 pix


..przegrana rywalizacja sportowa z tubylcami...
49.31kB, 680x600 pix


..legenda o kawie zjadającej dinozaury..
52.45kB, 680x600 pix


..i pieśni późnowieczorne..
58.57kB, 680x600 pix


Zwyciezcy konkursu z nagrodą...
61.52kB, 680x600 pix


..i zdobywcy 2 miejsca..
62.44kB, 680x600 pix


Drugiego dnia do Turku na nogach wracało niewielu...
64.82kB, 680x600 pix


....ale za to pełnych sił..
30.37kB, 400x600 pix


..pozwalających pokonywać bezdroża..
72.77kB, 400x600 pix


... i droża...
64.74kB, 680x600 pix


Tureckie Towarzystwo Turystyczne   |   Koło Turystyczne   |   Z historii Koła   |   Nasz region   |   Nasz śpiewnik   |   Sekcja żeglarska   |   Linkownia   |   Kontakt
© Tureckie Towarzystwo Turystyczne - www.ttt.turek.net.plrealizacja online24.pl