Tureckie Towarzystwo Turystyczne Koło Turystyczne Z historii Koła Nasz region Nasz śpiewnik Sekcja żeglarska Linkownia Kontakt
startuj z nami  |  dodaj do ulubionych   
Tureckie Towarzystwo Turystyczne
  O nas
  Aktualności
  Relacje
  Imprezy
 Relacje

Kajakami na Litwie - sierpień 2002

„As lenkas” czyli „jestem Polakiem”

 

Niewiele wiemy o Litwie – naszym wschodnim sąsiedzie. Jest dla nas bardziej egzotyczna niż Hiszpania, Grecja czy Włochy. Historia XX-go wieku oddaliła od siebie tak bliskie w przeszłości państwa, pozostawiając tyleż nostalgii co uprzedzeń. Wycieczki i pielgrzymki wędrują co najwyżej do Wilna i Kowna, odwiedzając osławione miejsca, mało kto jednak wie, jak wygląda codzienne życie prowincji tego małego, liczącego niecałe 4 mln. ludzi państwa. Zorganizowany przez TTT spływ kajakowy rzekami Litwy pozwolił nam poznać jego realia z innej, mniej oficjalnej strony. Nasz szlak wiódł trzema kolejnymi rzekami o całkowicie różnym charakterze: Ułą, Mereczanką (Merkis) i Niemnem.

 

Startujemy z miejscowości Dubiczai w pobliżu granicy białoruskiej – tutaj wodujemy kajaki, tutaj też poznajemy pierwszych Litwinów, niezupełnie trzeźwych, ale życzliwych. Po pierwszym, kilkukilometrowym, nie najciekawszym odcinku Uła odkrywa przed nami swoje uroki. Jest niezwykła i nieporównywalna z żadną z polskich rzek, a przepłynęliśmy ich już niemało. Płynie przez tereny polodowcowe, wcina się głęboko, tworząc zakola między bardzo wysokimi i stromymi piaszczystymi skarpami. Szlak jest doskonale przygotowany dla kajakarzy – liczne zwalone drzewa znajdujące się w nurcie rzeki są poprzecinane, co pozwala bezpiecznie i bez trudu pokonać wszelkie przeszkody. Płyniemy dość leniwie, na pokonanie 58-kilometrowego szlaku Uły poświęcając aż pięć dni. Mamy dość czasu, by wędrować po okolicy i przyglądać się pobliskim osadom. Wsie są niewielkie i ubogie, a górują nad nimi piękne, drewniane krzyże. Drewniane chatki o niewielkich, zawsze zamkniętych oknach, rozrzucone są z rzadka i dość bezładnie, nie tworząc zwartej zabudowy. Urokliwe, ale wrażenie psuje królujący niepodzielnie eternit. Nie ma tu asfaltu ani bruku, po piaszczystych drogach jeżdżą samochody – nie najmłodsze i bardzo zakurzone, ale za to zachodnie. Ze szczególnym upodobaniem odwiedzamy cmentarze, ale na biednych , litewskich wsiach niewiele polskich nazwisk. Lyneżeris wygląda jak wymarłe – niewielu tutaj mieszkańców, a i ci przebywają tu tylko, gdy jest ciepło, wyjeżdżając na zimę w mniej odludne tereny. Ktoś z miejscowych pokazuje nam drogę do maleńkiego jeziorka – prawdziwie brunatna i bardzo ciepła woda ma ponoć właściwości lecznicze. Wokół lasy pełne wielkich, słodkich jagód. Zervynos przypomina żywy skansen, zabudowania zostały tu rzeczywiście częściowo zrekonstruowane. Centralny punkt wsi wyznaczają trzy krzyże z haftowanymi fartuszkami, chaty zdobią rzeźbione nadokiennki, na cmentarzu pełnym starych, drewnianych nagrobków widzimy po raz pierwszy sosnę bartną.

Na całej trasie Uły tylko jeden sklep – to właśnie tutaj, w Rudni możemy przy piwie pogwarzyć z życzliwymi i otwartymi Litwinami. Mówią po rosyjsku, ale bardzo dobrze rozumieją język polski. Chcieliby jednak, aby przynajmniej przywitać ich litewskim „laba diena”, a na nasze „dzień dobry” reagują chłodno. Pewnie za kilkanaście lat dużo trudniej będzie porozumieć się z Litwinami. Średnie pokolenie języka polskiego już nie zna, co wydaje się oczywiste, a ci najmłodsi zamiast rosyjskiego uczą się w szkole angielskiego. Nasze wyobrażenia o języku litewskim okazały się całkowicie błędne. Swojsko brzmiące słowa jak choćby: benzinas czy kefiras jedynie nieznacznie ułatwiają porozumienie. Po litewsku Polak to lenkas, a sklep – parduotive. Opanowanie kilku podstawowych zwrotów przerosło nasze siły, mówiliśmy więc: „laba diena”, dodając natychmiast „nesuprante” – „nie rozumiem”. Cóż, nie jest to jezyk słowiański – litewski należy do grupy bałtyckiej.

Po wąskiej, krętej, pełnej przeszkód Ule Merkis zaskoczyła nas całkowicie odmiennym charakterem. Ta nizinna, ale zdecydowanie szersza rzeka ma bardzo wartki nurt, liczne bystrzyny, wystające nad powierzchnię głazy, a przeciwległe brzegi łączą drewniane, wiszące mostki na linach. Płyniemy szybko, choć wiosła służą nam tylko do utrzymania kierunku. Mamy zresztą do pokonania zaledwie 22 kilometry, nie staramy się więc przyspieszać. Biwak rozbijamy przed Mereczem (Merkine), poświęcając kolejny dzień na zwiedzanie pierwszego na naszej trasie miasteczka. Merecz ma niezwykle bogatą historię sięgającą czasów pogańskich (VII-IX wiek). To tutaj w 1648 roku zmarł król Władysław IV „wskutek wielkiego utrudzenia na łowach”. Polowali tu również książę Witold, Władysław Jagiełło i Zygmunt August. Dziś miasto niczym nie przypomina dawnej świetności. Zostało zniszczone podczas wojen z Rosją i Szwecją w XVII wieku, a czasy komunizmu odebrały mu resztki swojskiego charakteru. Na skwerku w centrum zagon dyni  i ziemniaków. Okazuje się, że w Mereczu nie ma ani jednego baru, w którym można by zjeść cokolwiek ciepłego. To niemały zawód, zwłaszcza że wyczerpały się nam przywiezione z Polski zapasy. Zaopatrzenie w sklepach nie najlepsze – są wprawdzie podstawowe artykuły: chleb, masło kiełbasa czy pomidory, ale brakuje jakichkolwiek przetworów, z których moglibyśmy przygotować obiad. Kupujemy leczo, niestety okazuje się obficie doprawione octem i z kaszą smakuje obrzydliwie. Ceny artykułów spożywczych są zresztą na Litwie nieco wyższe niż w Polsce, na co dodatkowo wpływa obecny niski kurs złotówki. Wszelkie niedostatki rekompensuje nam jednak niezwykły pejzaż, jaki roztacza się z góry zamkowej – rozległą doliną płynie Niemen, do którego wpada Merkis. Pierwsze wrażenie jest niemal mistyczne.

 Wpłynięcie na Niemen świętujemy na wodzie. Z kajaków tworzymy tratwę, wyjmujemy gitarę, wznosimy symboliczny toast. Poddajemy się magicznej atmosferze rzeki. A Niemen czy raczej Nemunas, jak mówią Litwini, jest rzeczywiście majestatyczny i piękny. Okolony przez wysokie brzegi, płynie wśród rozległych lasów, a w jego wodach odbija się wieczorne słońce. Banał? Może, ale nie pozbawiony uroku. Czar pryska, kiedy przyglądamy się wodzie – jest brudna, niemal zawiesista. Umyć można się w maleńkich, lodowatych strumyczkach, gorzej z kąpielą, ale i tego trzeba spróbować, choćby dla satysfakcji. Osobliwością, która nas zaintrygowała, jest niewielka liczba zwierzyny w lasach i niemal całkowity brak ptactwa wodnego, tymczasem po stronie polskiej na rzekach jest ich bardzo dużo. Najwyraźniej, pewnie wskutek niewłaściwej gospodarki, zachwiana została równowaga w przyrodzie. Za to much, gzów i komarów prawdziwe zatrzęsienie, zwłaszcza na Ule.

Na Niemnie miejsc do biwakowania pod dostatkiem – zresztą na Litwie można rozbijać się wszędzie. Obozujemy na polanie otoczonej sosnami, a wprost z namiotów roztacza się przed nami panorama Niemna. Po dwóch dniach dopływamy do Nemunajtisu – tutaj kończymy spływ. We wsi, w której znajduje się centrum baloniarstwa, spotykamy grupę z Polski. To spływ Niemnem z Druskiennik do Kowna zorganizowany przez Włocławski Klub Wodniaków (około 200 km.). Polaków spotykaliśmy zresztą już wcześniej, bo rzeki Litwy mają coraz więcej amatorów. Pływają zresztą również Litwini – w niewielkich grupach, swoimi składanymi „taimieniami”.

Ostatniego dnia na dobre żegnamy się z kajakami, by chociaż kilka godzin spędzić w Wilnie i przemierzać je szlakiem polskich pielgrzymów, tu jednak powinna rozpocząć się zupełnie nowa opowieść.

 





69.34kB, 479x765 pix



53.27kB, 641x536 pix



38.8kB, 629x520 pix



88.75kB, 669x548 pix



78.05kB, 445x754 pix



79.76kB, 691x542 pix


Na Mereczance
50.29kB, 474x734 pix


obiad na schodach muzeum w Mereczu
65.15kB, 690x568 pix



63.96kB, 676x559 pix


whisky na Niemnie
48.78kB, 682x549 pix


W Trokach
58.55kB, 686x532 pix


....w Trokach
38.91kB, 673x480 pix


Tureckie Towarzystwo Turystyczne   |   Koło Turystyczne   |   Z historii Koła   |   Nasz region   |   Nasz śpiewnik   |   Sekcja żeglarska   |   Linkownia   |   Kontakt
© Tureckie Towarzystwo Turystyczne - www.ttt.turek.net.plrealizacja online24.pl