VII SPŁYW KAJAKOWY TURKÓW SAKRAMENCKICH Piława i Rurzyca 2004
PIŁAWA I RURZYCA 2004
VII OBÓZ KAJAKOWY TURKÓW SAKRAMENCKICH
Jak co roku Turki Sakramenckie z LO wybrały się na spływ kajakowy. Tym razem do ekipy z liceum dołączyło Gimnazjum nr 2, Gimnazjum z Malanowa i Szkoła Podstawowa nr 4 w Turku. Do tej tureckiej gromadki przyłączyli się chłopcy z Archidiecezjalnego Gimnazjum Męskiego w Warszawie wraz ze swoją opiekunką.
Na początku obozu integracja warszawsko – turecka nie wyglądała zbyt ciekawie, ale po krótkim czasie było już zdecydowanie lepiej. Jak się okazało, niektórzy z nas nie mieli wcześniej do czynienia z kajakami. Jednak trochę ćwiczeń (pływanie „na sucho” czy przymusowe wywrotki) i od razu poczuliśmy się pewniej – tak przynajmniej myśleli wodzowie... Spływ zaczęliśmy od wycieczek po jeziorach Rakowo i Komorze. Płynąc od brzegu do brzegu (to oczywiście przez krzywe kajaki...) pokonaliśmy pierwsze kilometry, żeby dalej płynąć już rzeką (i trochę bardziej prosto). W kajakach przemierzyliśmy ponad 120 kilometrów. Piękne jeziora, urzekająca Piława i jej malownicze rozlewiska i tajemnicza Rurzyca podobały się wszystkim obozowiczom. Ale nie spędziliśmy przecież całego czasu w kajakach! Na „suchym lądzie” było też sporo zajęć i atrakcji – od wspólnego przygotowywania posiłków (niektórzy spływowicze w tej dziedzinie także nie mieli doświadczenia...) przez wymyślane przez Wodzostwo konkurencje (w tym nowa dyscyplina olimpijska – sprint grupowy z papierem toaletowym) do wieczornych śpiewów przy ognisku. I tu właśnie Turki pokazały klasę – śpiewaliśmy tylko my, Warszawa - deklarując niemuzykalność – przyłączyła się do nas ... dwa razy... Mieliśmy także okazję poznać historię Zatopionego Lasu, dowiedzieć się, co lubią smoki i skąd naprawdę wzięły się jeziora rynnowe czy zwiedzić budzące zgrozę wymarłe miasto - Gródek. W tym roku niestety nie było z nami Marka, bez którego nie odbył się chyba żaden spływ. Jednak tegoroczny obóz bez wątpienia należał do udanych - to na pewno Jego „sprawka” - zapewne myślał o nas ciepło (chociaż na pewno nie bardziej niż my o Nim) i dlatego wszystko się udało.
Było ciepło, ale też i zimno, trochę słońca, sporo deszczu, czasem zdarzały się burze, często wiało. Pogoda oszczędziła nam jedynie śniegu i gradu. Ale nawet kapryśna aura nie zdołała popsuć naszych humorów. W końcu wróciliśmy do domów – takich, w których nie kapie nam na głowy, ciepła woda jest zawsze, a nie raz na tydzień, na podłodze nie ma igliwia, w każdym kącie nie czai się robactwo, mielonki turystycznej nie jada się trzy razy dziennie pod prawie każdą postacią... Brakuje zatem wszystkiego, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić przez te jedenaście dni. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak spływ w przyszłym roku. To już taka „sakramencka” tradycja.
Katarzyna Rutkowska
| | My w drogę a matki i żony wiernie czekają 67.21kB, 571x487 pix |
|
|
| | Zbiorówka przód 77.62kB, 575x467 pix |
|
|
| | Zbiorówka tył 77.38kB, 575x467 pix |
|
|
| | Niebezpieczne stwory atakują kajakarzy 59.76kB, 634x501 pix |
|
|
| | Wywrotki zdarzały się nawet najlepszym 53.9kB, 579x473 pix |
|
|
| | Zbiorówka w opuszczonym Gródku 69.59kB, 396x659 pix |
|
|
| | Najlepsi w regatach, Bartek (z lewej) wygra 48.73kB, 571x460 pix |
|
|
| | Prosiak przed obliczem Neptuna 67.37kB, 575x487 pix |
|
| |