Tureckie Towarzystwo Turystyczne Koło Turystyczne Z historii Koła Nasz region Nasz śpiewnik Sekcja żeglarska Linkownia Kontakt
startuj z nami  |  dodaj do ulubionych   
Koło Turystyczne
  Ponad dziesięć lat na szlaku
  Aktualności
  Relacje
  Imprezy
 Relacje

WDA 2003

W dniach 24.06. – 05.07.2003 odbył się już po raz szósty spływ kajakowy z udziałem młodzieży turkowskiego liceum i technikum. Tym razem zmierzyliśmy się z Wdą, niezbyt szeroką i prędką, ale za to niezwykle krętą i malowniczą. Ta piękna, meandrująca wśród lasów rzeka posiada liczne zatoki, a piaszczysto-kamieniste dno porastają wodorosty. Uroku dodają też rozległe jeziora: Schodno, Wdzydze, Żur czy Gródek, nie wspominając już o nieskażonych cywilizacją Borach Tucholskich. Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy w Lipuszu, niewielkiej miejscowości, która dzięki stuletniemu, ciągle czynnemu młynowi pozwoliła nam odkryć tajniki wyrobu domowego chleba z lipuskiej mąki. To tutaj zrobiliśmy przydział kajaków i podzieliliśmy obóz na grupy dyżurne, które w poszczególne dni miały czuwać nad brzuchami wiecznie głodnych współtowarzyszy. Ale miejsce to, już po powrocie, każdemu z nas kojarzy się tylko z jednym – pamiętnymi regatami, do których kadra dopuściła niedoświadczonych jeszcze „wymoczków”, kończącymi się widowiskową wywrotką Jacka i „Ponczka”. Po przymusowej lekcji kąpieli staraliśmy się jak najprędzej opanować, na pozór tylko łatwą, sztukę sterowania kajakiem, coby nie podzielić losu naszych kolegów. Wkrótce poznaliśmy bliżej te delikatne istoty, jakimi są kajaki i z każdym dniem przemierzaliśmy coraz dłuższe odcinki rzeki. Szybko przestał być groźny wartki nurt i drzewno–kamieniste pułapki; byliśmy nieustraszeni nawet wobec agresywnych łabędzi, które broniły swojego terytorium zaciekle niczym morskie „piraty”. Pobudka była codziennie wcześnie rano (czyt. zbyt wcześnie). Wódz R. biegał wtedy po obozowisku i radośnie wykrzykiwał: „Wstawamy, nie udawamy!”, a nie widząc zbyt wielkiego entuzjazmu z naszej strony, dodawał: „Za 15 min. bagaże pod przyczepą”. Wtedy już nie było żartów i nie raz mieszkańcy najładniejszego namiotu, tzw. „Czystolandii” nie zdążyli z pakowaniem, a namiocik wozili sobie w kajaku. Po obfitym śniadanku bogatym w „śrutę” (czyli płatki z mlekiem) ruszaliśmy w trasę, aby już późnym popołudniem „zakwaterować” się znów na nowym i coraz to ciekawszym miejscu. Jedną z bardziej atrakcyjnych wypraw była wycieczka do najstarszego w Polsce skansenu we Wdzydzach. Mogliśmy tam w zabytkowej szkole zobaczyć narzędzia tortur stosowane kiedyś wobec uczniów, na które patrzyliśmy z wakacyjną zgrozą w oczach. Dni urozmaicały nam też konkursy, m.in. na najbardziej niepotrzebną rzecz (wygrał papieros!), jedzenie marchewek na czas czy całodzienna opieka nad jajkiem, albo opowiadanie legend o budyniowych potworach. Wieczorami spotykaliśmy się przy ognisku. Delektowaliśmy się smakiem przypalonej kiełbaski i wsłuchując się w dźwięki gitar lub jak kto wolał hip-hopowych kawałków debiutującego Żarka, rozkoszowaliśmy się zapachem drzewa żywicznego. Jednak takie sielankowe wieczory trzeba było urozmaicać. Toteż pewnego razu wypuszczono nas na nocne badanie terenu, czyli coś w stylu biegów na orientację, którą, jak się okazało, nie wszystkie grupy miały dostatecznie wyostrzoną. Na szczęście wszyscy wrócili, co prawda w różnych przedziałach czasowych, ale czy ktoś mówił, że ten bieg miał być krótkodystansowy? Wreszcie przyszedł pamiętny dzień, na który czekali wszyscy zeszłoroczni - chrzest! Emocjonujące błotne kąpiele, mniamnuszna zupka, apetyczne kolanko Prozerpiny nabalsamowane „dżemiasto-masłowo-paprykarzowo-cynamonową” papką i dreszczyk emocji, który pojawił się na grzbiecie wszystkich ochrzczonych. Po Neptunowym obrzędzie, dla dobra otoczenia, każdy zażył pachnącej kąpieli. Niestety, dni płynęły coraz szybciej, aż nastał czas powrotu. Będzie nam brakowało mokrej wody, słońca, zabawy w słoneczny patrol, mleka prosto od krowy i tego bólu brzucha wywołanego śmiechem. Nie sposób nam będzie zapomnieć tych przygód na łonie natury, kiedy to bawiliśmy się w ganianego z krowami. Zapamiętamy i te komary, meszki i mrówki, które tak nas polubiły, że spały w każdym z naszych namiotów. Ale pojedziemy tam za rok i pokonamy kolejne wody. Wówczas wrócimy z nowym worem wrażeń i z jeszcze cenniejszą odznaką, jak przystało na prawdziwych „Turków Sakramenckich”. Ania Ogrodowczyk


Tureckie Towarzystwo Turystyczne   |   Koło Turystyczne   |   Z historii Koła   |   Nasz region   |   Nasz śpiewnik   |   Sekcja żeglarska   |   Linkownia   |   Kontakt
© Tureckie Towarzystwo Turystyczne - www.ttt.turek.net.plrealizacja online24.pl